połamane wiatrem czasem
na wskroś półnagie obolałe
ostane w sadzawce po kostki
zbroczone skrzepniętą krwią
do dna wypijam bezczelnie
haniebnie chłepcząc aż do zachłyśnięcia
chwilą się rozpływam, wolniej i wolniej
do ostatniej kropli krwi
zatapiam się w bezkresnej połaci spokoju…